Wzmacniacz rzetelnie zbudowany i bogato wyposażony. Podwójnie zaekranowany transformator umieszczony na podstawie tłumiącej drgania, tranzystory Sanken, selekcjonowane i dobierane skrupulatnie w pary. Kondensatory Nichicona, niebieski zmotoryzowany Alps, odlewany nierezonujący radiator, złocone wszystkie gniazda RCA i miedziane, solidne terminale głośnikowe pozwalające podłączyć kable na wiele sposobów. W wejściu CD zastosowano niezależną, odseparowaną od pozostałych wejść liniowych ścieżkę sygnału ze specjalnie wybranymi komponentami, gwarantującymi uzyskanie lepszych parametrów ze źródła. Konstrukcja wzmacniacza jest modułowa, a zatem oddzielono sygnały od siebie celem eliminacji szumów i zniekształceń. Ponadto jest wejście do gramofonu MM, również niezależne. Mamy wyjście na przedwzmacniacz oraz regulowane wyjście na końcówkę mocy, regulację basów, wysokich i co cieszy regulację tonów średnich. Fajna zabawa. Możemy oczywiście regulatory pominąć włączając tryb Direct pomijający obwody regulacji i wtedy sygnał płynie najkrótszą ścieżką. Porównywałem kilka wzmacniaczy przed zakupem, ale w kwocie do 6000 zł wygrał właśnie Marantz PM-KI Pearl Lite za swoje walory brzmieniowe. A samo brzmienie, rewelacja - otwarte, transparentne , subtelne i dynamiczne jednocześnie. Wysokie tony są jedwabiste i dużo w nich powietrza. Średnica dojrzała i pewna, a bas potrafi uderzyć konkretnie kiedy trzeba, mając duży zapas mocy w zanadrzu dzięki bardzo wysokiej skuteczności prądowej układu. Świetna jest też stereofonia. Scena jest szeroka i głęboka a wszystkie instrumenty są dobrze zlokalizowane i zobrazowane, wręcz namacalne, dając wrażenie obcowania z muzykami. Również wygląd i wykonanie to mistrzostwo, może dlatego, że edycje KI produkowane są wyłącznie w Japonii a nie jak większość dzisiaj w Chinach.
.png.2fedbaeed142d9ffa7ad27f243687120.png)